Jakiś czas temu byłem w odwiedzinach w moim starym liceum. Akurat znajomy kapucyn prowadził katechezę na temat VII przykazania. Jak się okazało młódź miała poprawne poglądy na ten temat. W takim razie po co oklepywać temat i opowiadać, że nie możemy kraść, a jak można to kiedy... Ciekawsza, bo rzadko dyskutowana jest questia przestrzegania tego przykazania przez państwo.
Na wstępie do rozważań przywołam fragmenty katechizmu katolickiego na ten temat.
"Siódme przykazanie Boże "Nie kradnij" zakazuje niesprawiedliwego zabierania i posiadania wszelkiej cudzej własności, a także wszelkich niesprawiedliwości dotyczących własności naszych bliźnich."
O siódmym przykazaniu Bożym, pkt 1. [w:] Katechizm św. Piusa X. Vademecum katolika
"Własność innego człowieka można zabrać bez popełnienia grzechu, gdy właściciel wyraża na to zgodę, albo gdy jego sprzeciw jest niesłuszny. Człowiek zatem, który znajduje się w stanie ostatecznej potrzeby może zabrać czyjąś własność bez popełnienia grzechu, o ile bierze tylko tyle, ile jest absolutnie niezbędne do zaspokojenia tej ostatecznej potrzeby."
tamże, pkt 8.
Nauka katolicka otacza "świętością" własność. Nikt nie może jej zabrać i używać bez zgody właściciela. Nikt też nie może narzucić właścicielowi określonego rozporządzania własnością.
Przy tej okazji należy zauważyć jeszcze, że w doktrynie Kościoła występuje pojęcie "mniejszego zła". W sytuacji, gdy nie mamy możliwości zapobieżenia złu, staramy się zminimalizować jego oddziaływanie, nawet przez popełnienie czynu, który w normalnych warunkach skutkowałby grzechem. W tej sytuacji kierujemy się numerem przykazania, by określić, co jest mniejszym złem (ale nie zapominając o zdrowym rozsądku).
W takim razie gdzie państwo popełnia grzech przeciw VII przykazaniu Bożemu?