Jak nie trudno zauważyć właśnie trwa kampania przekonywania ludzi, że w imię dobra społeczeństwa państwo powinno mieć prawo zabijać obywateli, i że nawet jeśli „przypadkiem” niesprawiedliwie zabije się niewinnych, bezbronnych ludzi, to i tak wszystko dziać się będzie w imię poczucia sprawiedliwości ogółu niewinnych, bezbronnych ludzi...
Dlaczego jestem i będę przeciwny karze śmierci?
1. Zasada oko-za-oko.
Zwolennicy kary śmierci uważają że kara ta powinna być wymierzana mordercom jako ta, która jest najbardziej proporcjonalna względem popełnionego czynu. Kieruje tym naturalnie logika oko-za-oko, wywodząca się z najstarszego znanego systemu prawnego, ale zarazem nie idealna. Fakt, idealnie reprezentuje ona interes rządnej, rozumianej na swój sposób, sprawiedliwości rodziny ofiary, ale czy naprawdę jedynym sposobem na osiągnięcie satysfakcjonującego dla ofiary i społeczeństwa wyroku jest odebranie bandycie życia? Dlaczego zasada oko-za-oko uważana jest za jedyną mogącą decydować o sprawiedliwości wyroku? I czy faktycznie jest ona stosowana w przypadku innych przestępstw?
Czy sprawca pobicia skazywany jest na "obicie gęby" i otrzymanie tych samych urazów, jakie spowodował ofierze? Czy sprawca gwałtu jest skazywany na gwałt? Nie, i nikt przy zdrowych zmysłach takiej kary nawet nie sugeruje. A przecież nawet jeśli gwałciciel 5-6 letniej dziewczynki skazany zostanie na dożywotnie więzienie, ciężko uznać by wyrok ten był dla niego karą choć odrobinę współmierną dla tragedii dziecka. Trudno też oczekiwać by osoba zatłuczona prawie na śmierć, bojąca się wyjść z domu na skutek traumy, uważała że dożywocie, ew. kilkadziesiąt lat więzienia (wiem że jak na polskie warunki "szaleję" z wysokością wyroku, ale to tutaj celowe) dla kilku bandytów stanowi choć w części odpowiednik złamanej psychiki i co noc powracającego strachu (a często i dożywotnich urazów). Żadna z tych kar, choć jak na Polskie (i Europejskie) warunki bardzo ciężka, w myśl zasady oko-za-oko, nie jest satysfakcjonująco wysoka. Mimo to godzimy się na tę niesprawiedliwość, nikt przy zdrowych zmysłach nie żąda by bandyta był skazywany na dokładnie to samo, co sam uczynił.
W kodeksie Hammurabiego za nieumyślne zabójstwo czyjegoś syna karą, która groziła zabójcy, była śmierć jego własnego syna. Nie ma co ukrywać, przestępca otrzymując taki wyrok skazywany był na przeżywanie dokładnie tej samej straty co ofiara - a fakt , że przy okazji ginęło niewinne dziecko, nikogo nie interesował. Tak naprawdę ten przykład dokładnie ukazuje zarówno wady jak i zalety tego starego kodeksu. Z jednej strony jest on absolutnie, niemal zerojedynkowo, sprawiedliwy - w zasadzie gdyby nie on, nigdy nie narodziło by się Prawo. Z drugiej zaś strony jest też barbarzyński i nieludzki, dlatego też w pewnym momencie historii należało go porzucić, zapamiętując z niego jedynie to, co wartościowe.
Dlaczego fakt nieadekwatności kary względem popełnionego czynu ma być akceptowany dla wszystkich praktycznie zbrodni za wyjątkiem jednego tylko morderstwa?
Dlaczego jest to tutaj tak trudne, choć w każdym innym przypadku potrafimy pogodzić się z zastępowaniem kary barbarzyńskiej karą cywilizowaną?
2. Wymiar Chrześcijański
Chrześcijanin, a szczególnie katolik, nie ma zwyczajnie prawa takiej kary dla nikogo żądać. Kościół dopuszcza jej stosowanie jedynie w wypadku, gdy niemożliwe jest zabezpieczenie społeczeństwa przed dalszą zbrodniczą działalnością konkretnego bandyty, jednocześnie zaznaczając że we współczesnym świecie byłaby to sytuacja niespotykana (wiele na ten temat można przeczytać choćby w Encyklice Evangelium Vitae autorstwa Jana Pawła II). Życie ludzkie jest dla katolika święte, choćbyśmy mówili o życiu największych zbrodniarzy i grzeszników. I nie chodzi tu o sprowadzenie sprawy do prostego schematu "katolik - zabijanie - nie wolno", mówimy za to o bardzo szczegółowej i pięknej filozofii chrześcijańskiej, używającej tak skomplikowanych pojęć jak "nawrócenie", "żal za grzechy", "odkupienie win", czy "wybaczenie". Jak barbarzyńska zasada oko-za-oko, w zasadzie przekreślająca całą tę filozofię życia, może być wyznawana przez katolika uczęszczającego do kościoła, wysyłającego dzieci na religię, broniącego życia poczętego? To już nawet nie jest hipokryzja, to zwyczajna dwulicowość i wyparcie się własnej wiary. Proszę nie przywoływać za przykład nieprawdziwości moich słów teorii wygłaszanych przez mędrców kościoła z różnych epok - każdy katolik podlega kościołowi dla niego współczesnemu, wybieranie wygodnych dla swojej filozofii życiowej pojedynczych hasełek wygłoszonych w różnych momentach liczącej tysiąclecia historii kościoła i układanie z niej wygodnej w danym momencie argumentacji to nic innego jak instrumentalne posługiwanie się wiarą - a więc kolejny przejaw hipokryzji. To samo dotyczy wybierania pojedynczych wersów z Biblii i interpretowania ich w oderwaniu od całokształtu nauk Kościoła.
"Jako i my odpuszczamy..." to słowa które katolik powinien wypowiadać i rozważać codziennie, każdy człowiek w oczach katolika powinien mieć możliwość nawrócenia się i odkupienia swoich win. Nie twierdzę że to jest łatwe - ale wiara jest wyborem wolnego człowieka, nikt nie ma obowiązku uważać się za Chrześcijanina. Chrześcijaństwo i zasada oko-za-oko są nie do pogodzenia. Człowiek uczciwy wobec siebie samego opowiadając się za jedną z filozofii musi się wyprzeć tej drugiej. Ja pozwolę sobie pozostać, jakkolwiek bardzo dalekim od doskonałości, Chrześcijaninem.
3. Wymiar ekonomiczny
"Dlaczego morderca ma żyć przez 25+ lat w hotelu-więzieniu na koszt podatnika?". Odpowiedź jest prosta: dlatego że, my, społeczeństwo, jesteśmy ludźmi, i żadnemu bandycie nie pozwolimy sprowadzić naszej moralności do poziomu barbarzyńcy poprzez wycenienie wartości ludzkiego życia na ~1500 złotych miesięcznie. Nie ukrywam że bardzo mi się nie podoba że przestępcy żyją sobie w więzieniach nic nie robiąc, na koszt podatnika rozwijając swoje "znajomości" w branży. Jestem zwolennikiem resocjalizacji poprzez pracę, która dodatkowo odciążyła by budżet, jednocześnie dając osobom z krótszymi wyrokami szansę na nauczenie się zawodu, pozwalającego na podjęcie uczciwej pracy po zakończeniu pobytu w zakładzie karnym. Nikt mnie natomiast nie przekona, że są sytuacje, w których państwo, lub jakakolwiek instytucja, mają prawo wycenić ludzkie życie na ~1500 złotych miesięcznie. Dlaczego czyny zwyrodnialca-mordercy mają decydować o tym, ile warte jest ludzkie życie? Każde przyzwolenie na odebranie życia człowiekowi z przyczyn ekonomicznych uważam i uważał będę za cywilizacyjną klęskę całego Narodu, obojętnie czy chodzi o eutanazję, aborcję, czy też o karę śmierci. Ponadto każda urzędowa wycena wartości ludzkiego życia może się w przyszłości okazać precedensem do wycen ludzkiego życia w innych obszarach przestrzeni społecznej. Zasada "ludzkie życie jest bezcenne" w sposób uniwersalny eliminuje wszelkiego rodzaju ekonomiczne dywagacje.
4. Kara śmierci a liczba morderstw.
Czy kara śmierci faktycznie wpływa na zmniejszenie liczby morderstw? Nie istnieją żadne statystyki potwierdzające tę tezę. Ponadto przykładowo w Stanach Zjednoczonych, gdzie kara ta funkcjonuje, ilość morderstw na 1000 mieszkańców jest niemal 4-krotnie większa niż w krajach Europy, takich choćby jak choćby Francja, Wielka Brytania, Włochy, czy Hiszpania. O ile stwierdzenie jakoby kara śmierci ZWIĘKSZAŁA liczbę morderstw na 1000 mieszkańców jest nieuzasadnione (zbyt mało danych na aż tak arbitralny wniosek), o tyle stwierdzenie że wykonywanie kary śmierci nie zmniejsza liczby morderstw, jest jak najbardziej słuszne. Oczekiwanie jakoby wprowadzenie kary śmierci mogło zwiększyć bezpieczeństwo społeczeństwa jest więc, jako nie znajdujące potwierdzenia w statystykach, całkowicie bezzasadne. Jakkolwiek polski system karny zdecydowanie wymaga naprawy, to nie tędy droga. Nie da się zastąpić głębokich reform strukturalnych i zmian personalnych "czapą dla bandziora", jakkolwiek może być to dla wielu jednostek rozwiązanie satysfakcjonujące, jako społeczeństwo nie zyskujemy w ten sposób kompletnie nic. Przyczyny wzrostu przestępczości leżą całkowicie gdzie indziej. Są to: powszechna bieda, niska wykrywalność przestępstw, możliwość uniknięcia/skrócenia wyroku i zbyt łatwa dostępność broni. Im więcej z tych czynników występuje na raz, i im intensywniej, tym przestępczość (w tym liczba morderstw) jest większa - i twierdzenie to znajduje potwierdzenie w statystykach.
5. Pomyłka sądowa.
Wszelkim sądom od zarania dziejów zdarzały się pomyłki - i nic nie wskazuje, by ta tendencja miała kiedykolwiek ulec zmianie. Fakt, że osoba niewinna zostaje skazana za coś, czego nie zrobiła, jest za każdym razem kompromitacją dla wymiaru sprawiedliwości, pokazuje jednak że sędzia/prokurator/śledczy to też tylko zwykli ludzie, którym zdarza się popełniać błędy. W przypadku takiej pomyłki Państwo może podjąć próbę rehabilitacji wobec swojej niewinnej ofiary, np. poprzez wypłatę gigantycznego odszkodowania. Fakt, nie zwróci to nikomu lat spędzonych niesłusznie w więzieniu, ale jest to rozwiązanie w jakimś, choćby niewielkim, stopniu, satysfakcjonujące.
Co w przypadku, jeśli osoba niewinna zostaje skazana na karę śmierci? Takie sytuacje się zdarzały wielokrotnie w państwach gdzie ta kara funkcjonuje, bardzo często w sprawach, w których panowało powszechne przekonanie o niezaprzeczalnej, ewidentnej winie oskarżonego (zainteresowanych odsyłam do wikipedii) - zaś dopiero po wielu latach po egzekucji na światło dzienne wychodziły dowody niewinności skazanego.
Praktyka stosowania kary śmierci pokazuje, że takie katastrofalne pomyłki zdarzały się w przeszłości , zdarzają się współcześnie i zdarzać się będą w przyszłości - mając więc choć odrobinę zdrowego rozsądku trzeba mieć świadomość, że godząc się na jej wykonywanie, godzimy się na potencjalną śmierć osób niewinnych.
Zwolennicy KS bardzo często sugerują osobom przeciwnym tej karze "wczucie się w rolę rodziny brutalnie zgwałconej i zamordowanej żony/siostry/córki". Moim zdaniem jest to chwyt poniżej pasa, jako że narzuca moralny obowiązek emocjonalnego podejścia do sprawy, z całkowitym ignorowaniem faktu że dobre prawo powinno być bezstronne i tych emocji, w jak największym możliwym stopniu, pozbawione. Pozwolę sobie jednak podjąć tę grę, i zadam swoje własne pytania:
"Jak byś się czuł/czuła będąc niewinnie skazanym/skazaną na karę śmierci, tylko dlatego że dowody wskazują na Ciebie, a sąd nie uwierzył w Twoje alibi"?
"Jak być się czuł będąc dzieckiem/rodzicem skazanego niesłusznie na karę śmierci, gdyby dowody niewinności członka rodziny ujrzały światło dzienne kilka dni/miesięcy/lat po egzekucji"?
"Co, jako zwolennik kary śmierci, powiedział byś kobiecie, której mąż i ojciec jej dzieci zostałby uniewinniony dwa dni po wykonaniu wyroku"?
Takie sytuacje są znacznie bardziej destrukcyjne dla społeczeństwa i dla jego wiary w sprawiedliwość państwa niż fakt, że morderca "zaledwie" odsiaduje dożywocie...
Co do zwolenników "kary śmierci w przypadku brutalnych morderstw z niepodważalną winą oskarżonego" - gdzie przebiega granica między "winą wysoce prawdopodobną" a "winą niepodważalną"? Pragnę tylko przypomnieć że wielu niesłusznie skazanych, z jakiejś przyczyny, zostało wrzuconych właśnie do tej drugiej kategorii...
Kilka ciekawych linków, proszę tylko zwrócić uwagę że wielu niewinnie skazanych zostało zmordowanych przez państwo w latach (lub ocalonych w ostatniej chwili przez „nowe dowody), gdy możliwe było już przeprowadzenie w czasie procesu gloryfikowanych przez zwolenników KS badań DNA:
http://www.deathpenaltyinfo.org/executed-possibly-innocent
http://www.deathpenaltyinfo.org/innocence-and-death-penalty
Jeśli natomiast świadomie godzimy się na ryzyko pomyłki sądowej przy orzekaniu kary śmierci, to czym różnimy się od Stalina twierdzącego że "lepiej by zginęło 100 niewinnych niż jeden winowajca miałby ujść z życiem"? Proporcją? Tylko bydlę może się doszukiwać słuszności w zabijani niewinnych ludzi, jak można potępiać bydlaka-mordercę, jednocześnie nie widząc nic złego w tym, że jedynym, co pozostanie rodzinie człowieka niewinnie zamordowanego przez państwo, będzie "urzędowy papierek" z przeprosinami? Dopuszczamy możliwość pojawienia się niewyobrażalnej niesprawiedliwości tylko dlatego, że uważamy karę śmierci bardziej sprawiedliwą niż dożywotnie, ciężkie więzienie? Takiej logiki nie rozumiem i rozumieć nie chcę.
6. Jakość systemu sądownictwa.
Jedno mnie zastanawia - kto miałby zasądzać Karę Śmierci? Polskie sądy? Skoro panuje przeświadczenie (dość z resztą słuszne) o pladze korupcji, kumoterstwa i niekompetencji, jak decyzję, o przyznaniu tej zepsutej instytucji tak wielkich uprawnień, można uznać za rozsądną? Sądy dowodzą swojej nieudolności w sprawach nawet najbardziej oczywistych, zwiększenie uprawnień tej instytucji bez przeprowadzenia radykalnych reform strukturalnych i personalnych jest oczywistą głupotą. Do problemu trzeba też podejść też od drugiej strony - czy gdyby sądy zaczęły funkcjonować tak jak należy, a bandyci nie mogli by cieszyć się wolnością po odsiedzeniu 1/4 mikroskopijnego wyroku, gdyby wykrywalność i karalność przestępstw gwarantowała poniesienie przewidzianych prawem konsekwencji, nawet w przypadku drobnych wykroczeń, to czy nie wpłynęło by to na zmniejszenie liczby wszystkich przestępstw, w tym również tych najcięższych? Kara śmierci, sama z siebie, żadnego problemu nie rozwiąże, natomiast sprawnie funkcjonujący system sądowy do niczego kary śmierci nie potrzebuje.
Czy entuzjastów rozwiązań ostatecznych nie przeraża myśl o niekompetentnym i skorumpowanym sędzi o wątpliwej reputacji, wyposażonym w narzędzie, w postaci możliwości orzekania o karze śmierci? Nawet porównanie do małpy z granatem wydaje się być eufemizmem...
7. Międzynarodowy brak przyzwolenia na karę śmierci w świecie cywilizowanym
Polityka zagraniczna to jedno z najważniejszych narzędzi sukcesu gospodarczego każdego kraju. Praktyka pokazuje że również tutaj Public Relations odgrywają rolę istotniejszą niż realne postulaty polityczne. Jeżeli kompetentny rząd pragnie odnieść na arenie międzynarodowej sukces, to musi wiedzieć, że bez odpowiedniego zaplecza PR-owego nie będzie mógł zdziałać praktycznie nic. Wprowadzenie KS w Europie, gdzie jedynym krajem stosującym tę karę jest białoruski reżim, stanowić będzie formę samobója. W zasadzie rząd, który wprowadzi tę karę, będzie mógł być atakowany za wszystko - i choć wszyscy nasi "kochani" sąsiedzi będą zatroskani o los uciskanej Polski, to w rzeczywistości zyskają uniwersalny PR-owy wytrych mogący położyć praktycznie każdą międzynarodową inicjatywę naszego kraju. Owszem, można stwierdzić że nic nas to nie obchodzi, ale nie zapominajmy, że tak samo jak braki PR doprowadziły PiS wielokrotnie do klęski, tak public relations pozwoliły PO wygrać kolejne wybory. Nie da się prowadzić na arenie międzynarodowej debaty, forsować swoich projektów (nieraz przeciw interesowi sąsiadów), budować potęgi dyplomatycznej kraju, jeśli "podkładamy się" (lub też: "wystawiamy na ostrzał"), przy okazji łamiąc podpisane traktaty. Nie twierdzę że traktat to rzecz święta, której tknąć nie wolno, ale jak już naginać, to w kwestiach mających elementarne znaczenie dla dobrobytu lub bezpieczeństwa kraju, a nie dla igrzysk i taniej kiełbasy wyborczej.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Mam nadzieję że udało mi się kogokolwiek przekonać do mojego punktu widzenia. Być może każdy z wymienionych przeze mnie punktów sam z siebie nie stanowi wystarczającego argumentu, jednak zestawienie ich wszystkich powinno pozwolić nakreślić obraz Kary Śmierci jako narzędzia we współczesnym świecie zbędnego i stwarzającego znacznie więcej problemów, niż ich rozwiązującego. Jest ona bowiem z punktu widzenia naszej cywilizacji (a więc również religii, filozofii, kultury i polityki) nieskuteczna, niemoralna i jak żadna inna – uniemożliwiająca naprawę błędów wynikających z niedoskonałości czynnika ludzkiego obecnego w systemie sprawiedliwości. Sprzeciw wobec KS nie oznacza natomiast, że system sądowy w Polsce nie wymaga bardzo głębokich reform. Tak długo jak praca sądów będzie przypominać kiepską komedię, a wykrywalność i karalność przestępstw będzie budzić politowanie, w Polsce nie będzie bezpiecznie - i to właśnie od tych aspektów należy zacząć naprawę systemu sprawiedliwości.
PS. A tak poza tym - po co opozycja podrzuca rządowi i opinii publicznej tematy zastępcze? Czy o wiele większym problemem nie są dziś: kolosalne zadłużenie, rosnące bezrobocie, rozpadający się system emerytalny i coraz wyraźniejsze widmo nadciągającej nieubłaganie katastrofy gospodarczej
Daniel Wróblewski